Austria nie chce oddać czeskich dokumentów

„Macie pecha, nic wam nie zwrócimy”. Taka wiadomości nadeszła od austriackich władz karnych w odpowiedzi na wniosek Czech dotyczący współpracy policyjnej i zwrotu kilkudziesięciu rzadkich dokumentów królewskich, skradzionych przed laty z Archiwum Państwowego w Chebie, które obecnie pojawiają się w na aukcjach w Wiedniu. Austriacy twierdzą, że dokumenty te dostały się w ręce prywatnych kolekcjonerów legalnie. W austriackiej odpowiedzi czytamy: „Archiwum w Chebie było, za zgodą władz komunistycznych Czechosłowacji, ‘plądrowane’ i większość z tych dokumentów w latach 70. była sprzedawana przez państwowe Towarzystwo Filatelistyczne ‘Pofis Praha’ prywatnym kolekcjonerom”. Według przedstawicieli wiedeńskiej prokuratury dokumenty te mogą więc być przedmiotem swobodnego obrotu.
Czescy eksperci twierdzą, iż te tłumaczenia są absurdalne. „Pofis Praha” bardzo uważała, aby nie handlować rzeczami pochodzącymi ze sprzedaży, a ponadto wszystko było kontrolowane przez służbę bezpieczeństwa. Dyrektor Archiwum w Chebie Karel Halla uważa kradzież i sprzedaż dokumentów w czasach komunistycznych za niemożliwy. Jest bowiem przekonany, iż kradzieży dokonano w latach dziewięćdziesiątych. Gdyby jednak uznać, że do kradzieży doszło w latach s70., to wówczas cała sprawa z punktu widzenia prawa czeskiego, uległaby przedawnieniu. Problem ma więc teraz policja, która – po otrzymaniu stanowiska austriackiego – nie może podjąć żadnych dalszych działań prawnych
Przypomnijmy, że z Archiwum Państwowe w Chebie zginęło ponad 1000 dokumentów, w dużej mierze królewskich i cesarskich, a wśród nich najstarszy z 1354 r. Karola IV, w którym władca zwolnił miasto Cheb z płacenia cła. O kradzieży pisaliśmy na naszym portalu dnia 20 października 2010 r.

Na podstawie Novinky.cz

oprac. Ivo Łaborewicz
AP Jelenia Góra